czwartek, 12 grudnia 2013

Dyskografia psychobilly 1983 - cz. 6



Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zaczęła się kształtować scena psychobilly w Wielkiej Brytanii pojawiło się też takie zjawisko jak garażowy punk’n’roll. Oczywiście garażowy, brudny rock’n’roll istniał obok głównego nurtu praktycznie już w latach 50-tych, wystarczy wspomnieć Haskila Adkinsa czy Phantoma. Potem ogromnego kopa dodał temu gatunkowi amerykański The Cramps, a także cała fala kapel post-punkowych. Brytyjska scena początku lat 80-tych stworzyła jednak swoje specyficzne brzmienie, któremu ton nadawały kapele takie jak Escalators, Sting-Rays, czy Milkshakes. O ile muzycznie związki ówczesnego garażu nie miały wiele wspólnego z sajko, o tyle pod względem towarzyskim obie sceny się wzajemnie przeplatały, a kapele sajkowe koncertowały bardzo często obok garażowych i post-punkowych. Wystarczy zresztą spojrzeć na skład pierwszej “psychobillowej” składanki Blood On The Cats, gdzie wrzucono przede wszystkim kapele, nie mające muzycznie nic wspólnego z psychobilly. Nie mniej od czasu do czasu zdarzało się, że niektóre z tych kapel garażowych wybierały się w swoich kompozycjach na stronę sajko. W 1983 r. najwięcej taki wycieczek zrobił Sting-Rays - debiutancki singiel londyńskiej kapeli Self Destruct jest pod tym względem wyjątkiem, bo przynajmniej dwa numery Dinosaurs i Another Cup Of Coffee mają więcej wspólnego z sajko niż późniejszym brzmieniem kapeli, choć i garażowe motywy są w nich silne. Sting-Rays pojawili się też na składance These Cats Ain't Nothing But Trash. O ile ich numery I Want My Woman i Math Of Trend nie mają wiele wspólnego z psychobilly, a Dinosaurs jest na singlu Self Destruct z tego samego roku, o tyle cover kawałka Roda Willisa The Cat z czystym sumieniem można zaliczyć do sajkowego spojrzenia na stare rockabillowe klasyki. 



 


 
Inna garażowo rock’n’rollowa grupa, Orson Family, zadebiutowała w tym samym roku z mini longplayem River Of Desire, gdzie całkiem udanie zapuściła się na tereny psychobilly numerem Breakout.

 

Dość zaskakująca próbka sajko wyszła też ze strony znanej brytyjskiej kapeli punkowej Outcasts, która w tym czasie odeszła od starego brzmienia w kierunku bardziej post-punkowych eksperymentów. Ich numer na Blood On The Cats, spokojnie można włożyć do szufladki z szeroko rozumianym stylem psychobilly, choć z wyraźnymi nowofalowymi akcentami.  



Od biedy do nurtu sajko-garażu można by też włączyć tytułowy numer z singla brytyjskiej grupy Brilliant CornersShe's Got Fever. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w tym graniu jest jakiś pierwiastek Guana Batz, choć aranżacja jest zdecydowanie bardziej garażowa niż psychobillowa. 



Teoretycznie najwięcej wpływów sajko można by się spodziewać po nowej kapeli Nigela Lewisa, Escalators, ale były kontrabasista Meteors zdecydowanie poszedł w granie post-punkowo-garażowe. Płyta Moving Staircases jest moim skromnym zdaniem pozycją o klasę lepszą niż fenchowy Wreckin’ Crew, ale był to jednak już inny pomysł na granie niż kompozycje Lewisa na In Heaven czy Meteors Madness.


Z kolei gatunkiem, którego łączyło z sajko najbliższe pokrewieństwo było z pewnością neo-rockabilly - zupełnie jak dwujajowe bliźniaki, zarazem bardzo podobne, ale też i zauważalnie różne. Pionierzy neo-rockabilly jak Deltas czy Polecats mieli ostrzejsze brzmienie od swoich odpowiedników z lat 70-tych, ale zarazem zdecydowanie bardziej ugładzone niż Meteors, ale pomiędzy znajdował się całkiem liczny zbiór kapel, gdzie wyjątkowo ciężko było określić, do którego gatunku było im bliżej – wystarczy wymienić Dazzlers, Ricochets, Fireball XL5 – na użytek roboczy tego bloga wyklepałem sobie nawet taką nazwę psycho rockabilly. Jedną z takich grup było holenderskie Honey Hush, bardziej neo-rockabilly niż psycho rockabilly, ale miałem sporą zagwozdkę, czy jednak nie upchnąć ich do szufladki z napisem sajko, bo muzycznie jest to bez dwóch zdań ostrzejsze od klasyków neo-rockabilly, a kapela później ewoluowała w zdecydowanie już sajkowe Archie. Grupa de facto zadebiutowała nieco wcześniej, choć w tym samym roku, z trzema kawałkami na koncertowej składance Live At The Rockhouse, ale tam brzmienie było jeszcze czysto rockabillowe. Tak więc z czystym sumieniem można napisać, że ich króciutki singiel Getaway Gal to pierwsza holenderska produkcja płytowa zahaczająca, nieznacznie, ale jednak, o sajko.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz