poniedziałek, 8 lipca 2013

Sajkostory 20



W maju 2001 roku ukazała się trzecia i jak się okazało ostatnia studyjna płyta grupy Partia. Ponieważ niniejsza pisanina nie wyraża opinii ogółu, ale jest oceną na wskroś subiektywną, więc powiem bez ogródek – jest to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobili Lesław & Co. Żoliborz-Mokotów jest od początku do końca płytą udaną, bez słabych punktów, spójną, z doskonałym brzmieniem i chwytliwymi tekstami. Ze wszystkich produkcji Partii to właśnie tu klimat z pogranicza nowoczesnego rockabilly i sajko tu jest zdecydowanie najmocniej odczuwalny. 

Partia - Żoliborz-Mokotów, 2001, Ars Mundi
 
Oba instrumentale Rocket Ride i Skillshot to szybkie psychobilly. Disco 707, Hiszpański Elvis, Światła Miasta oraz tytułowy Żoliborz-Mokotów to bardzo udane, energetyczne kompozycje łączące w sobie takie nowoczesne rockabilly na amerykańska modłę z melodyjnym punkiem – sposób na granie, które zrobiło się w pewnym momencie popularne za Oceanem, a następnie w Europie, dzięki kapeli Reverend Horton Heat, ale w Polsce to Partia pierwsza zaczęła kombinować w tym kierunku i na trzeciej płycie zrealizowała to w sposób prawie że perfekcyjny. 

Partia -Rocker Ride

Partia -Hiszpański Elvis

Z kolei w stylistce ska-punku z rockabillowymi motywami utrzymany był największy przebój z płyty - 30 dni i 30 nocy, który doczekał się bytności na Liście Przebojów Trójki. Niby wysoko nie dotarł, bo najwyżej do 31 miejsca, ale utrzymywał się na owej liście aż przez 24 tygodnie. Osobiście nie przepadam za ska-punkiem. Jego prekursorzy - Operation Ivy (na bazie którego powstał Rancid) grali go w naprawdę porywający sposób – ich naśladowcy już niekoniecznie, ale oddajmy tu Partii co należne – poradzili sobie na ska-punkowym poletku znakomicie, wzbogacając go o swoje specyficzne gitarowe riffy. 

 Partia -Skinhead Girl

W podobnym stylu utrzymany jest ultra-przebojowy Skinhead Girl, gdzie ska jest połączone z brzmieniem street punkowym. Jedyny spokojniejszy numer z płyty to Oskar Hell – ale też nie brakuje mu energii i klimatu, Ponoć ten numer nawiązywał tekstowo do relacji Lesława z jedną z naszych koleżanek z Warsaw Wreckin Krew – ale czy to prawda? ;) Tak na marginesie - na tym nieszczęsnym Tribute To Partia jaki wyszedł parę lat później Happysad zrobił z tego numeru wyjątkowo rzadką kupę. Całą produkcję zamyka cover Rickiego Nelsona String Along zagrany w sposób w jaki mógłby to zrobić The Clash gdyby w 1977 przyszło im do głowy brać ten numer na warsztat, czyli bardzo dobrze. Po czym po 22 minutach płyta się kończy... Recenzent Onetu napisał, że „powodem nagrania tak krótkiego materiału nie był na pewno brak pomysłów” i muszę powiedzieć, że zazdroszczę mu jego pewności siebie, bo mam podejrzenia, że było dokładnie na odwrót. Kapela płytę zaczęła nagrywać już latem poprzedniego roku, jeszcze z Waldkiem na basie, ale wyglądało na to, że powołanie Komet miało swój skutek uboczny w tym, że Lesław trochę się wyprztykał na ten rok z pomysłów i nie bardzo było z czego nową długogrająca pozycje ulepić. Poratowano się wyciągając z repertuaru Komet Hiszpańskiego Elvisa, bardzo dobry numer, który do dwóch pierwszych płyt Partii pasowałby średnio, ale tu sprawdził się znakomicie. Z kolei instrumentalny Skillshot był wyraźną zżynką z numeru Interceptor nagranego przez Mad Sin w 1998 roku. Nie ma nic w tym złego, że jak się słucha określonej muzyki to później we własnych kompozycjach gdzieś to wychodzi, a czasami zapożycza się wręcz całe pomysły jak w wyżej wymienionym przypadku – zwykła sprawa. Partia przerobiła tego Mad Sina w całkiem udany sposób, nie byłoby po co drążyć tematu. Problem w tym, że jakiś czas później w wywiadach grupa szydziła z innych kapel z klimatu sajko/rockabilly zarzucając im wtórność i kopiowanie, tymczasem sama nie była wolna od tego rodzaju przypadłości. 

Partia -Skillshot

Mad Sin -Interceptor

W każdym bądź razie jest póki co rok 2001 i na mikro-scenie billy panuje jeszcze miłość, przyjaźń, muzyka. Skarpeta coraz wyraźniej dryfowała w kierunku rock’n’rollowych klimatów – ciągnęli ja w tamtym kierunku perkusista Arczi oraz basista Pleban. Grupie w tym okresie pomagał sporo Lesław, który miał też spory udział w tym by pułtuska formacja nagrała coś na składankę Tribute To Kryzys. Pamiętam, że na jakąś domówkę w Legionowie Arczi przyniósł nagrania tych coverów – bo zdaje się zrobili dwa - Telewizję i Małe Psy - i to już było zdecydowanie kombinowanie w kierunku sajko w klasycznym wydaniu, a nie ska. Ostatecznie na kryzysowy tribut trafili z tym drugim numerem, a w zasadzie na drugą część składanki wydanej w 2006 roku, czyli ładny kawałek po rozpadzie kapeli. Grali też w tym czasie sporo koncertów z Partią jako ich support, a dobre relacje wzajemne obu kapel miały swój skutek w ożywieniu Komet, które po odejściu Waldiego pozostawały w hibernacji. Pleban okazał się samorodnym talentem i szybko opanował grę na kontrabasie zasilając szeregi drugiego projektu Lesława i Arkusa. Komety zdaje się wystąpiły w tym składzie już pod koniec 2001 roku w Pułtusku, choć na dobre rozkręcili się dopiero rok później.

De Tazsos póki co znaleźli stałego perkusistę, którym okazał się ich kumpel z zawodówki, Pomek. Do tego czasu zdążyli też zmontować pierwsze kawałki, w tym Ludzie koty, który wyszedł parę lat później na „garażowej” składance. Pełny skład nie pofunkcjonował jednak zbyt długo, bo Jolski trafił w kamasze i praktycznie do lata 2002 roku zespół znalazł się w zwieszeniu.

De Tazsos

Piątym projektem związanym ze sceną psychobilly miał być w założeniu zreformowany w nowym składzie Haberbusch. Jezek i Trojan słuchali już wtedy sporo muzyki z tej półki, a zasilił nas Mięso, który potrafił całkiem nieźle wycinać na basie. Zupełnie jednak nie potrafiliśmy sobie poradzić z wypracowaniem nowej, bardziej sajkowej formuły grania. W zamierzeniu na mnie miało spaść ogarnięcie nowego brzmienia, ale okazało się, że ani nie starczyło mi umiejętności, ani wyobraźni. W rezultacie męczyliśmy się tak w zawieszeniu pomiędzy starym street punkowym graniem, a kombinowaniem w nowym kierunku. Mięso miał trochę fajnych pomysłów muzycznych, ale zupełnie nie w klimacie – w rezultacie próby zaczęły się robić męczące, a kapela dreptała w miejscu. W końcu do współpracy zaprosiliśmy na drugą gitarę Andrieja, ale okazało się pod tym względem jeszcze większym antytalentem niż ja ;) Dużo ciekawsze od walki Andrieja z gitarą była historia jak trafił nad Wisłę. Ów fan psychobilly był rodowitym Rosjaninem zza Uralu, urodzonym w mieście pod granicą z Kazachstanem, który po rozpadzie ZSRR jak wielu jego rodaków ruszył za pracą na zachód. Kierunkiem docelowym miały być bodajże Niemcy, ale podczas podróży przez Polskę głód zagnał Andrieja do sklepu mięsnego, gdzie nabył kiełbasę i podczas jej pałaszowania ze zgrozą przypomniał sobie, że zostawił w owym sklepie na ladzie portfel. Oczywiście portfel czekać na niego tam nie zamierzał, a Andriej bez grosza przy duszy załapał się na jakąś budowę i już w naszym kraju pozostał. W Warszawie poznał przyszłą żonę w sposób równie frapujący – z jego opowieści wyglądało to tak, że popijał w jakimś klubie samotnie za kontuarem i przysiadł się do niego dziwny typ, który okazał się zwolennikiem związków tej samej płci. Andriej popatrzył na niego z pobłażaniem i powiedział – Słuchaj, ale ja jestem Rosjaninem. Na co gość pokiwał głową i powiedział – No tak, to z tobą mi na pewno nie wyjdzie, ale wiesz co? Poznam cię z moja dobrą koleżanką. ;) Koniec końców Andriej pojawił się tylko na kilku próbach i na scenie muzycznej odnalazł się dopiero jakiś czas później w roli wokalisty Pavulon Twist.

Andriej

Pierwszy koncert z nowym Haberbuschem mieliśmy zagrać w Remoncie jako support Partii i Skarpety w marcu 2001, ale próby wychodziły tak, że nie było sensu robić sobie obciachu. De facto to na żywca zagraliśmy w tym 2001 tylko raz w taki dość przypadkowy sposób. W połowie października mieliśmy próbę na Mokotowie, jak co środą, a akurat tego dnia w Zamku Ujazdowskim grała Partia, więc po graniu poszliśmy z gitarami obejrzeć chłopaków w akcji. Impreza była kameralna, dobra zabawa, sporo znajomych, więc jak Partia skończyła grać zaczęły padać pomysły, żebyśmy sieknęli mini-seta. Problem w tym, że przyszliśmy bez perkusisty, któremu się nie chciało iść na imprezę. Zapytaliśmy się Arkusa czy by nie zagrał z nami paru numerów – uśmiechnął się tylko i od razu usiadł za bębnami. Nigdy wcześniej nie graliśmy razem, ale dla niego to nie był żaden problem, żeby złapać rytm i trzymać go równo i z pałerem – co by nie mówić był z niego kawał grajka. Nie mniej Haberbusch wlazł w ślepą uliczkę i zabrakło żeby któryś z nas powiedział „panowie, to nie ma sensu”. Zamiast tego Mięso przestał przychodzić na próby, a my w końcu znaleźliśmy na jego miejsce starego punkowego kumpla - Kowala, tyle, że zrobiliśmy to zanim oznajmiliśmy o zmianie staremu basiście. Trochę niesmak pozostał, w jaki sposób zostało to rozegrane, ale Mięso na szczęście jakoś strasznie obrażony chyba nie był. Z Kowalem zagraliśmy jeden koncert, ale też do końca nie mogliśmy z nim złapać wspólnego języka, jeśli chodzi o granie. Tym razem mądrzejsi o wcześniejsze doświadczenia zabraliśmy Kowala na piwo, na spokojnie wyjaśniliśmy sobie, że to nie funkcjonuje, podaliśmy sobie ręce i rozeszliśmy się bez kwasów. A na bas zwerbowany został Patreze z De Tazsos, ale to już był rok 2003.

3 komentarze:

  1. Kiedy kolejna część kruca bomba?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff... zaczyna się robić krótka kołderka >:-)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń