Kiedy w połowie lat 90-tych XX wieku internet zaczął
kiełkować nad Wisłą jego oferta w zasadzie ograniczała się do prostych stron
tworzonych w html-u oraz czatów dyskusyjnych. W ciągu kilku lat przeszedł on
jednak gwałtowny rozwój zarówno od strony technologicznej jak i gromadzonych w
nim treści. Na przełomie wieków niesamowicie zwiększyła się też jego dostępność
dzięki temu, że w ofercie operatorów telewizji kablowych pojawiła się możliwość
podłączenia domowego kompa do stałego łącza, a w 2002 weszła usługa Neostrada
dla posiadaczy łącza telefonicznego. W latach 90-tych taka przyjemność
kosztowała miesięcznie równowartość mojej ówczesnej pensji, więc jak się
korzystało z sieci to przez modem tepsy, co też tanie nie było, a szybkość
przeglądania stron przypominała wyścig żółwia ze ślimakiem.
W roku 2001 doszło też do małe rewolucji, jeśli chodzi o
formy komunikacji za pomocą internetu – zaczęły powstawać regularne fora
dyskusyjne, będące znacznie wygodniejszą formą wymiany poglądów niż listy
mailingowe czy usenetowe grupy. Hmmm, co prawda dla przeogromnej rzeszy
osobników wymiana poglądów oznaczała obrzucanie się chujami, cwelami i kurwami
we wszelkich możliwych odmianach – do tego się mnie więcej sprowadzało jedno z
pierwszych forów punkowo-skinowych – Oinet, którego założyciel nie uznawał
wcale moderowania, przez co tematy muzyczno-koncertowe z trudem przebijały się
przez codzienny ściek i szlam pozostawiany przez netowych wojowników.
Przeciwieństwem było forum zespołu Partia, które teoretycznie było poświęcone
jak sama nazwa wskazuje Partii (i Kometom), ale szybko stało się też
nieoficjalnym miejscem dysputowania dla osób zainteresowanych muzyką
psychobilly, rockabilly i gatunkami pokrewnymi, przy czym gro tych osób to było
warszawskie wrecking krew. W przeciwieństwie do forum Oinetu było one uważnie
moderowane przez Arkusa, co z pewnością było wielce pozytywne, jeśli chodzi o
wyeliminowanie sieciowych bluzgaczy. Gorzej, że z takim samym zapałem były
wycinane posty, w których ktokolwiek się ośmielił poddać krytyce
cokolwiek związanego z grupami Partia i Komety. I nie ważne czy było to
chamskie jechanie po kapelach i ich muzykach, czy jakaś uzasadniona i wyważona
opinia niekoniecznie korzystna dla wyżej wymienionych grup. Zdecydowanie
najkorzystniej pod tym względem prezentowało się trzecie forum powstałe w tym
okresie – skinheads.civ.pl – prowadzone przez Bosego i Paulinę z Gdańska, bo z
jednej strony przynajmniej starano się tam eliminować internetowych troli, z
marnym skutkiem, ale zawsze jakiś przesiew był, a z drugiej nie stosowano
specjalnie cenzury. Do roku 2003 tematyka psychobilly dyskutowana w języku
polskim na internecie sprowadzała się w zasadzie do tych trzech forów
dyskusyjnych – Oinetu, Partii i skinheads.civ.pl. Korzystanie z ich gościnności
miało swoje dobre i złe strony. Jeśli chodzi o te fora punkowo-skinowskie to
tematy związane z psychobilly były jakąś niewielka poboczną odnogą ogólnych
dyskusji, z drugiej strony dzięki nim zawsze trochę osób zwróciło w ogóle
uwagę, że istnieje coś takiego jak sajko, a może nawet zainteresowało się
muzyką i otoczką. Forum Partii miało nieco inna specyfikę ze względu na swoja
kameralność – bardzo szybko sajkowa ekipa zaczęła stanowić większość jego
użytkowników. Poza tym grupa zapuszczała się przecież na tereny psychobilly i
rockabilly, więc osobie, która lubiła Partię i Komety łatwiej było
zainteresować się Meteorsami czy Batmobilem, niż tym, które pisywały np. na
Oinet. Na koniec wątku jeszcze mała dygresja – przed erą internetu wszystkich
znajomych znało się z ksyw czy imion z ich realnego życia, ale na forach
dyskusyjnych z tych czy innych przyczyn wiele osób nie podpisywało się tak jak
byli nazywani przez kumpli, ale wymyślało sobie na użytek sieci oddzielne
pseudo. Ciekawa sprawa, że do wielu ludzi te nicki internetowe przylgnęły na
dobre stając się ich ksywkami i w pozawirtualnym świecie ;)
Dyskusja na skinheads.civ.pl. w temacie koncertu w CDQ ;)
Do interentu przyjdzie jeszcze w tym rozdziale wrócić, ale
to za chwil parę. Na razie przeskoczymy do płyt CD. Bez obaw, wiem, że mam
skłonności do gadulstwa, ale nie będzie teraz krótkiej historii o tym, kto i
jak wynalazł ten nośnik danych, a jedynie opis sajko-zakupów. Gdzieś na
przełomie lat 1999/2000 zaczęliśmy, początkowo z Winem, potem jeszcze z
Wrzoskiem kupować płyty z, a właściwie przez, niemiecką wytwórnię Crazy Love –
przez, bo oni mieli wtedy najlepszą na świecie dystrybucję psychobilly, a sami
w sobie też właśnie co stali się przodującą wytwórnią specjalizującą się w tego
rodzaju muzie. W dobie przed wynalezieniem płatności internetowych, trzeba było
najpierw wysłać do właściciela wytwórni, Guido, maila z zapytaniem czy ma
stuff, który nas interesuje – on odpisywał i podawał ceny + dorzucał jakąś
zniżkę. Teraz trzeba było wysłać mu kasę, albo czekiem bankowym, albo banknoty
w starannie zaklejonej kopercie – ta druga opcja była tańsza, ale bardzie
ryzykowna. Co prawda nasz warszawski Niemiec Bobby znał osobiście Guido i
zapewniał, że jest to osoba o kryształowej uczciwości, ale tego samego nie dało
się powiedzieć o poczcie polskiej, a Wino który był jej pracownikiem twierdził,
że mają do przesyłek międzynarodowych takie skanery, że nawet mocno zakitraną
kasę są w stanie wywąchać w kopertach. Przypadek sprawił, że udało mi się
odnaleźć listę z kapelami, jakie zamawiałem za pierwszym razem w Crazy Love – Sharks,
Coffin Nails, Rochee & The Sarnos, Godless Wicked Creeps i Mad Sin – aż się
łezka kręci. Wino zamawiał podobną ilość płyt, a potem bach – wzajemna
przegrywka, ja piratowałem te co kupił Wino, a on ode mnie – jakoś w tym czasie
przegrywarki CD miały już przystępne ceny, tak samo jak CD-erki. Jak pisałem w
pewnym momencie do kupowania płyt doszlusował też Wrzosek, więc teraz w trójkę
zamawialiśmy więcej. Nie pamiętam już kto z nas wpadł na pomysł, by zarzucić
temat o zamawianiu płyt na forum Partii – spotkał się on ze sporym odzewem,
jakieś siedem czy osiem osób zainteresowało się przyłączeniem do zakupów – w
tym celu zorganizowaliśmy małe spotkanko na Kruczej, co okazało się strzałem w
dziesiątkę. Warszawska ekipa sajkowa liczyła wtedy, nie wiem, z 10 osób, które
się dobrze znały, często od lat, ale przecież były też jakieś pojedyncze osoby
słuchające psychobilly, ale bez całej otoczki związanej z subkulturą. Ten
zakupowy meeting był świetną okazją do poznania tych osób i małej integracji
przy piwku. Sporo z nich blisko się potem z nami zakumplowało – Lampa,
Szwagier, Trefny, Cruz Azul…
Towar z Crazy Love szedł szerokim strumieniem, a wraz ze
wzrostem popularności sajko pomiędzy Odrą a Bugiem wydawało się, że popłynie
prawdziwą rzeką, do czego nigdy nie doszło po części na wskutek upowszechnienia
się technologii peer-to-peer, czyli wymiany plików przez internet bezpośrednio
przez użytkowników sieci. Nagle dostępność muzyki w sieci zaczęła rosnąć w
skali logarytmicznej, a dokładnie w takiej samej skali spadać liczba
sprzedawanych płyt. Powiedzmy sobie szczerze, płyty kupowane z zachodnich
dystrybucji tanie nie były. Do tego często brało się CD w ciemno –
zabecelowałem na przykład za produkcje skądinąd bardzo dobrej kapeli Frantic
Flintstones pod tytułem Skin Up, Chill Out, Just Busking Through, która była
tak skandalicznie słaba, że nie mogłem uwierzyć własnym uszom – jakieś
harcerskie plumkania do ogniska maja więcej pałera – równie dobrze mógłbym
podrzeć te 15 euro wydane na Skin Up. Były też płyty wydawane bardzo
niechlujnie, z jakąś jednokartkową wkładką projektowaną przez kompletnego
estetycznego lebiegę, czy niestarannie tłoczone – tak, że nie zawsze stereo
chciało odtwarzać. W dodatku część płyt, szczególnie tych starszych, z lat
80-tych, nie było dostępnych w żadnej dystrybucji, a tu nagle się pojawiła
możliwość ściągania ich za darmo z internetu – co tu dużo mówić pokusa była
silna. Audiogalaxy, WinMX, Soulseek, Emule. Szkopuł w tym, że w tamtym okresie
muzykę się ściągało, ale też jednak i coś tam kupowało. Nie będę się wdawał
teraz w pro- czy anty-pirackie dywagacje – fakt faktem, że dostępność do
niszowej muzyki stała się teraz powszechna przez nielegalne udostępnianie w
sieci i odwrócenie tego trendu to zadanie, któremu nawet moce Sarumana by nie
podołały.
Była jeszcze niezapomniana księga gości Lumpexów 75 :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie księgi gości niszczyły :D Było też takie tajne forum punkowe, na którym nie było nic o punk rocku
Usuń