W maju 2001 roku ukazała się trzecia i jak się okazało
ostatnia studyjna płyta grupy Partia. Ponieważ niniejsza pisanina nie wyraża
opinii ogółu, ale jest oceną na wskroś subiektywną, więc powiem bez ogródek –
jest to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobili Lesław & Co. Żoliborz-Mokotów jest od początku do końca płytą udaną, bez słabych punktów,
spójną, z doskonałym brzmieniem i chwytliwymi tekstami. Ze wszystkich
produkcji Partii to właśnie tu klimat z pogranicza nowoczesnego rockabilly i sajko tu jest zdecydowanie najmocniej odczuwalny.
Partia - Żoliborz-Mokotów, 2001, Ars Mundi
Oba instrumentale Rocket Ride i Skillshot to szybkie
psychobilly. Disco 707, Hiszpański Elvis, Światła Miasta oraz tytułowy
Żoliborz-Mokotów to bardzo udane, energetyczne kompozycje łączące w sobie takie
nowoczesne rockabilly na amerykańska modłę z melodyjnym punkiem – sposób na
granie, które zrobiło się w pewnym momencie popularne za Oceanem, a następnie w
Europie, dzięki kapeli Reverend Horton Heat, ale w Polsce to Partia pierwsza
zaczęła kombinować w tym kierunku i na trzeciej płycie zrealizowała to w sposób
prawie że perfekcyjny.
Partia -Rocker Ride
Partia -Hiszpański Elvis
Z kolei w stylistce ska-punku z rockabillowymi motywami
utrzymany był największy przebój z płyty - 30 dni i 30 nocy, który doczekał się
bytności na Liście Przebojów Trójki. Niby wysoko nie dotarł, bo najwyżej do 31
miejsca, ale utrzymywał się na owej liście aż przez 24 tygodnie. Osobiście nie
przepadam za ska-punkiem. Jego prekursorzy - Operation Ivy (na bazie którego
powstał Rancid) grali go w naprawdę porywający sposób – ich naśladowcy już
niekoniecznie, ale oddajmy tu Partii co należne – poradzili sobie na
ska-punkowym poletku znakomicie, wzbogacając go o swoje specyficzne gitarowe
riffy.
Partia -Skinhead Girl
W podobnym stylu utrzymany jest ultra-przebojowy Skinhead Girl, gdzie
ska jest połączone z brzmieniem street punkowym. Jedyny spokojniejszy numer z
płyty to Oskar Hell – ale też nie brakuje mu energii i klimatu, Ponoć ten numer
nawiązywał tekstowo do relacji Lesława z jedną z naszych koleżanek z Warsaw
Wreckin Krew – ale czy to prawda? ;) Tak na marginesie - na tym nieszczęsnym
Tribute To Partia jaki wyszedł parę lat później Happysad zrobił z tego numeru
wyjątkowo rzadką kupę. Całą produkcję zamyka cover Rickiego Nelsona String
Along zagrany w sposób w jaki mógłby to zrobić The Clash gdyby w 1977 przyszło
im do głowy brać ten numer na warsztat, czyli bardzo dobrze. Po czym po 22
minutach płyta się kończy... Recenzent Onetu napisał, że „powodem nagrania tak
krótkiego materiału nie był na pewno brak pomysłów” i muszę powiedzieć, że
zazdroszczę mu jego pewności siebie, bo mam podejrzenia, że było dokładnie na
odwrót. Kapela płytę zaczęła nagrywać już latem poprzedniego roku, jeszcze z
Waldkiem na basie, ale wyglądało na to, że powołanie Komet miało swój skutek
uboczny w tym, że Lesław trochę się wyprztykał na ten rok z pomysłów i nie
bardzo było z czego nową długogrająca pozycje ulepić. Poratowano się wyciągając
z repertuaru Komet Hiszpańskiego Elvisa, bardzo dobry numer, który do dwóch
pierwszych płyt Partii pasowałby średnio, ale tu sprawdził się znakomicie. Z
kolei instrumentalny Skillshot był wyraźną zżynką z numeru Interceptor
nagranego przez Mad Sin w 1998 roku. Nie ma nic w tym złego, że jak się słucha
określonej muzyki to później we własnych kompozycjach gdzieś to wychodzi, a
czasami zapożycza się wręcz całe pomysły jak w wyżej wymienionym przypadku –
zwykła sprawa. Partia przerobiła tego Mad Sina w całkiem udany sposób, nie
byłoby po co drążyć tematu. Problem w tym, że jakiś czas później w wywiadach
grupa szydziła z innych kapel z klimatu sajko/rockabilly zarzucając im wtórność
i kopiowanie, tymczasem sama nie była wolna od tego rodzaju przypadłości.
Partia -Skillshot
Mad Sin -Interceptor
W każdym bądź razie jest póki co rok 2001 i na mikro-scenie
billy panuje jeszcze miłość, przyjaźń, muzyka. Skarpeta coraz wyraźniej
dryfowała w kierunku rock’n’rollowych klimatów – ciągnęli ja w tamtym kierunku
perkusista Arczi oraz basista Pleban. Grupie w tym okresie pomagał sporo
Lesław, który miał też spory udział w tym by pułtuska formacja nagrała coś na
składankę Tribute To Kryzys. Pamiętam, że na jakąś domówkę w Legionowie Arczi
przyniósł nagrania tych coverów – bo zdaje się zrobili dwa - Telewizję i
Małe Psy - i to już było zdecydowanie kombinowanie w kierunku sajko w
klasycznym wydaniu, a nie ska. Ostatecznie na kryzysowy tribut trafili z tym
drugim numerem, a w zasadzie na drugą część składanki wydanej w 2006 roku,
czyli ładny kawałek po rozpadzie kapeli. Grali też w tym czasie sporo koncertów
z Partią jako ich support, a dobre relacje wzajemne obu kapel miały swój skutek
w ożywieniu Komet, które po odejściu Waldiego pozostawały w hibernacji. Pleban
okazał się samorodnym talentem i szybko opanował grę na kontrabasie zasilając
szeregi drugiego projektu Lesława i Arkusa. Komety zdaje się wystąpiły w tym
składzie już pod koniec 2001 roku w Pułtusku, choć na dobre rozkręcili się
dopiero rok później.
De Tazsos póki co znaleźli stałego perkusistę, którym okazał
się ich kumpel z zawodówki, Pomek. Do tego czasu zdążyli też zmontować pierwsze
kawałki, w tym Ludzie koty, który wyszedł parę lat później na „garażowej”
składance. Pełny skład nie pofunkcjonował jednak zbyt długo, bo Jolski trafił w
kamasze i praktycznie do lata 2002 roku zespół znalazł się w zwieszeniu.
Piątym projektem związanym ze sceną psychobilly miał być w
założeniu zreformowany w nowym składzie Haberbusch. Jezek i Trojan słuchali już
wtedy sporo muzyki z tej półki, a zasilił nas Mięso, który potrafił całkiem
nieźle wycinać na basie. Zupełnie jednak nie potrafiliśmy sobie poradzić z
wypracowaniem nowej, bardziej sajkowej formuły grania. W zamierzeniu na mnie
miało spaść ogarnięcie nowego brzmienia, ale okazało się, że ani nie starczyło
mi umiejętności, ani wyobraźni. W rezultacie męczyliśmy się tak w zawieszeniu
pomiędzy starym street punkowym graniem, a kombinowaniem w nowym kierunku.
Mięso miał trochę fajnych pomysłów muzycznych, ale zupełnie nie w klimacie – w
rezultacie próby zaczęły się robić męczące, a kapela dreptała w miejscu. W
końcu do współpracy zaprosiliśmy na drugą gitarę Andrieja, ale okazało się pod
tym względem jeszcze większym antytalentem niż ja ;) Dużo ciekawsze od walki
Andrieja z gitarą była historia jak trafił nad Wisłę. Ów fan psychobilly był
rodowitym Rosjaninem zza Uralu, urodzonym w mieście pod granicą z Kazachstanem,
który po rozpadzie ZSRR jak wielu jego rodaków ruszył za pracą na zachód.
Kierunkiem docelowym miały być bodajże Niemcy, ale podczas podróży przez Polskę
głód zagnał Andrieja do sklepu mięsnego, gdzie nabył kiełbasę i podczas jej
pałaszowania ze zgrozą przypomniał sobie, że zostawił w owym sklepie na ladzie
portfel. Oczywiście portfel czekać na niego tam nie zamierzał, a Andriej bez
grosza przy duszy załapał się na jakąś budowę i już w naszym kraju pozostał. W
Warszawie poznał przyszłą żonę w sposób równie frapujący – z jego opowieści
wyglądało to tak, że popijał w jakimś klubie samotnie za kontuarem i przysiadł
się do niego dziwny typ, który okazał się zwolennikiem związków tej samej płci.
Andriej popatrzył na niego z pobłażaniem i powiedział – Słuchaj, ale ja jestem
Rosjaninem. Na co gość pokiwał głową i powiedział – No tak, to z tobą mi na
pewno nie wyjdzie, ale wiesz co? Poznam cię z moja dobrą koleżanką. ;) Koniec
końców Andriej pojawił się tylko na kilku próbach i na scenie muzycznej
odnalazł się dopiero jakiś czas później w roli wokalisty Pavulon Twist.
Pierwszy koncert z nowym Haberbuschem mieliśmy zagrać w Remoncie jako support Partii i Skarpety w marcu 2001, ale próby wychodziły tak, że nie było sensu robić sobie obciachu. De facto to na żywca zagraliśmy w tym 2001 tylko raz w taki dość przypadkowy sposób. W połowie października mieliśmy próbę na Mokotowie, jak co środą, a akurat tego dnia w Zamku Ujazdowskim grała Partia, więc po graniu poszliśmy z gitarami obejrzeć chłopaków w akcji. Impreza była kameralna, dobra zabawa, sporo znajomych, więc jak Partia skończyła grać zaczęły padać pomysły, żebyśmy sieknęli mini-seta. Problem w tym, że przyszliśmy bez perkusisty, któremu się nie chciało iść na imprezę. Zapytaliśmy się Arkusa czy by nie zagrał z nami paru numerów – uśmiechnął się tylko i od razu usiadł za bębnami. Nigdy wcześniej nie graliśmy razem, ale dla niego to nie był żaden problem, żeby złapać rytm i trzymać go równo i z pałerem – co by nie mówić był z niego kawał grajka. Nie mniej Haberbusch wlazł w ślepą uliczkę i zabrakło żeby któryś z nas powiedział „panowie, to nie ma sensu”. Zamiast tego Mięso przestał przychodzić na próby, a my w końcu znaleźliśmy na jego miejsce starego punkowego kumpla - Kowala, tyle, że zrobiliśmy to zanim oznajmiliśmy o zmianie staremu basiście. Trochę niesmak pozostał, w jaki sposób zostało to rozegrane, ale Mięso na szczęście jakoś strasznie obrażony chyba nie był. Z Kowalem zagraliśmy jeden koncert, ale też do końca nie mogliśmy z nim złapać wspólnego języka, jeśli chodzi o granie. Tym razem mądrzejsi o wcześniejsze doświadczenia zabraliśmy Kowala na piwo, na spokojnie wyjaśniliśmy sobie, że to nie funkcjonuje, podaliśmy sobie ręce i rozeszliśmy się bez kwasów. A na bas zwerbowany został Patreze z De Tazsos, ale to już był rok 2003.
Andriej
Pierwszy koncert z nowym Haberbuschem mieliśmy zagrać w Remoncie jako support Partii i Skarpety w marcu 2001, ale próby wychodziły tak, że nie było sensu robić sobie obciachu. De facto to na żywca zagraliśmy w tym 2001 tylko raz w taki dość przypadkowy sposób. W połowie października mieliśmy próbę na Mokotowie, jak co środą, a akurat tego dnia w Zamku Ujazdowskim grała Partia, więc po graniu poszliśmy z gitarami obejrzeć chłopaków w akcji. Impreza była kameralna, dobra zabawa, sporo znajomych, więc jak Partia skończyła grać zaczęły padać pomysły, żebyśmy sieknęli mini-seta. Problem w tym, że przyszliśmy bez perkusisty, któremu się nie chciało iść na imprezę. Zapytaliśmy się Arkusa czy by nie zagrał z nami paru numerów – uśmiechnął się tylko i od razu usiadł za bębnami. Nigdy wcześniej nie graliśmy razem, ale dla niego to nie był żaden problem, żeby złapać rytm i trzymać go równo i z pałerem – co by nie mówić był z niego kawał grajka. Nie mniej Haberbusch wlazł w ślepą uliczkę i zabrakło żeby któryś z nas powiedział „panowie, to nie ma sensu”. Zamiast tego Mięso przestał przychodzić na próby, a my w końcu znaleźliśmy na jego miejsce starego punkowego kumpla - Kowala, tyle, że zrobiliśmy to zanim oznajmiliśmy o zmianie staremu basiście. Trochę niesmak pozostał, w jaki sposób zostało to rozegrane, ale Mięso na szczęście jakoś strasznie obrażony chyba nie był. Z Kowalem zagraliśmy jeden koncert, ale też do końca nie mogliśmy z nim złapać wspólnego języka, jeśli chodzi o granie. Tym razem mądrzejsi o wcześniejsze doświadczenia zabraliśmy Kowala na piwo, na spokojnie wyjaśniliśmy sobie, że to nie funkcjonuje, podaliśmy sobie ręce i rozeszliśmy się bez kwasów. A na bas zwerbowany został Patreze z De Tazsos, ale to już był rok 2003.
Kiedy kolejna część kruca bomba?!
OdpowiedzUsuńUff... zaczyna się robić krótka kołderka >:-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń