Mimo dziwnych zadrażnień na scenie pomiędzy Lesławem &
Arkusem a Cosmicami, które rykoszetem trafiały w Robotix, generalnie klimat dla psychobilly był bardzo dobry. Zainteresowanie prasy, tłumy na koncertach,
dobre widoki na przyszłość... Pod koniec 2003 roku Lesław wpadł na pomysł by
przejąć od Cosmików inicjatywę i zrealizować składankę z rodzimymi kapelami
spod znaku sajko i rockabilly. Wydawcą miał być Jimmy Jazz, a dyrektorem
przedsięwzięcia jego pomysłodawca, czyli lider Komet. Problem w tym, że nie do końca było z czego w tym okresie
taki składak ulepić – działały trzy kapele o uznanej marce: Komety, Robotix i Zvezda, do
tego z nowszej fali bez wstydu można było nagrać Pavulon i Tazsosów, a
także dorzucić coś od nieboszczki Partii.
Gdyby wrzucić po trzy niepublikowane numery wyżej wymienionych ansambli poziom
płyty byłby naprawdę zacny, ale uwolniony z butelki dżin za cholerę nie chciał
wejść z powrotem. Dla Lesława udział Robotix
w wydawnictwie był nie do przełknięcia i nawet nie chciał podejmować rozmowy na
ten temat, a nieskromnie mówiąc trochę się mnie radził w kwestii doboru kapel.
Zadrażnienia na linii ex-Partia vs Cosmic doprowadziły w końcu do publicznego
wyprania brudów na sajkowym forum – obie strony złożyły oświadczenia, które są
naraz i ciekawe i kuriozalne, bo wyszło szydło z worka, że ta cała wielka wojna
to o jakieś pierdy się toczy. Dla poprawienia humoru warto przeczytać je raz
jeszcze ;)
Cosmic odpowiada
2004-02-18
11:03:37
Drodzy
Forumowicze!
Jesteśmy zaskoczeni (Tomek – autor tekstu i Radek) ilością
wątków pojawiających na forum dotyczących działań naszej firmy, jednak
systematyczne kreowanie nas na krwiożercze bestie komercji i nieuczciwości to
już chyba przesada. Muzyki psycho i rockabilly słuchamy dłużej niż niektóre
filary naszej sceny mają na karku, a właśnie ta fascynacja nurtem skłoniła nas
do założenia firmy, która pomogłaby rozwojowi polskiego rynku. Do tej pory z
uśmiechem na ustach obserwowaliśmy zmagania słowne w kwestiach - Kto pierwszy?
Kto lepszy? itd. W związku z wypowiedziami podważającymi uczciwość działań
naszej firmy chcielibyśmy się wypowiedzieć i w sposób ostateczny wyjaśnić
kwestie szkodzące rozwojowi naszej jeszcze skromnej sceny
psychorock’n’rollowej:
W kwestii składanki – nikt nie złożył firmie Cosmic
żadnej oferty dotyczącej obecności Robotixa czy Stana Zvezdy na składance
będącej przekrojem polskiej sceny psycho. Pomysł jest świetny i w pełni go
pochwalamy, sami przygotowujemy składak psycho ale w kontekście całej Europy
Wschodniej – na składance tej na pewno nie zabraknie Komet (jeżeli wyrażą
zainteresowanie), których wkład w rozwój polskiej sceny bardzo doceniamy –
ponadto Cosmic jest stałym odbiorcą albumu Komet z firmy Jimmy Jazz Records –
która obok płyt Robotixa i Zvezdy jest sztandarową wizytówką polskiej sceny w
rozmowach z partnerami i wydawnictwami z całego świata.
Ponadto ani Robotix ani Stan Zvezda nie są
ograniczeni przez nas umowami handlowymi dotyczącymi umieszczania swoich
materiałów na składankach, ze swojej strony uważamy to za bardzo dobry rodzaj
promocji całego ruchu i pomagamy w umieszczaniu kawałków naszych zespołów na
tego typu wydawnictwach. Co do jakoby omijania umów handlowych pomiędzy naszą
firmą a Stanem Zvezdą dotyczących ograniczenia praw do ich nagrań to jest to
zwykłe pomówienie – każde nagranie z materiału zarejestrowanego przez naszą
firmę jest do dyspozycji zespołu (jeżeli chodzi o nieodpłatne uczestnictwo w
wydawnictwach typu składanki) – jak już wcześniej wspominałem taka propozycja
nie została nam złożona od strony wydawcy składanki a zespół chciał pokazać
nowy materiał więc po prostu go nagrał i wszyscy jesteśmy z tego zadowoleni.
Inna sprawa to Robotix, którego producent płyty (Lesław) po prostu nie zaprosił
do współpracy.
W kwestii rozliczeń z firmą Jimmy Jazz Records prowadzimy
dwustronną wymianę handlową, i nic nie jest mi wiadomo o żadnych zaległościach
finansowych po żadnej ze stron, pisanie o nieumieszczeniu na składance zespołów
Robotix i Stan Zvezda z powodu jakiś niewyjaśnionych rozliczeń z firmą Cosmic i
bojkotu tych wykonawców przez firmę Jimmy Jazz Records to zwykły brak kultury –
autor tych wypowiedzi chce skłócić środowisko, ze szkodą wyłącznie dla Was
słuchaczy.
W kwestii rozliczeń z Kometami – nie było żadnych
nawet ustnych ustaleń pomiędzy Kometami a firmą Cosmic, natomiast 2 lata
wcześniej Radek prowadził rozmowy z zespołem Partia przekształcającym się w
Komety jako firma Amigos. Została zorganizowana i opłacona przez naszą stronę
trasa promująca płytę składankową Partii – pieniędzy z rozliczeń z poprzednim
wydawcą do tej pory nie otrzymaliśmy (za co oczywiście nie winimy zespołu).
Powstała wspólna koncepcja wydania płyty Komet – materiał jednak powstawał za
wolno w stosunku do naszych oczekiwań terminu wyjścia na rynek (materiał
powstał dopiero półtora roku później). Współpraca została obustronnie
przerwana. Wszystkie płatności wynikające ze wspólnych ustaleń zostały przez
naszą firmę dotrzymane. Nie poczuwamy się natomiast do zapłaty mandatu na
bodajże 200 pln wystawionemu Arkusowi i Lesławowi złapanymi na rozlepianiu
plakatów przez Straż Miejską (plakatów trasy promującej ostatnią płytę Partii
za którą również zapłaciliśmy), a może chodzi o przyjacielskie pożyczenie pieca
na imprezę Saturday Psychobilly Night za który mieliśmy nagle po koncercie
zapłacić 100 pln – nam nie chodzi tu o pieniądze tylko o fakty – Waszej opinii
jest to przedstawiane przez Arkusa co najmniej jak odmowa zapłacenia tantiem za
100.000 sprzedanych płyt – to żart, ale niemniej życzę takiej sprzedaży Kometom
bo świadczyłoby to sile naszego polskiego psycho.
Co do stosunku Lesława i Arkusa do Cosmica i
Robotixa: uważamy, że polskiej scenie jeszcze tak małej niepotrzebne są
jakiekolwiek podziały i jesteśmy zadziwieni zaciętością ataków na naszą firmę,
wszystkie zespoły i imprezy z nami związane. O składance, o której zrobiło się
tyle szumu decydował tylko Lesław z Komet – brak propozycji od jego strony na
zamieszczenie nagrań Robotixa to świadomy wybór a zarazem bojkot tego co
firmuje Cosmic – szkoda, że kosztem zespołu i wszystkich słuchaczy. Faktem
jest, że odrzuciliśmy propozycję Lesława jako producenta przy naszych
wydawnictwach, naszym zdaniem muzyk o bardzo dużym dorobku i profesjonalnym
warsztacie w przypadku Lesława oraz wyrobionym stylu muzycznym nie powinien
narzucać swoich rozwiązań innym zespołom – chcieliśmy większej oryginalności i
różnorodności a nie następnej kopii Komet. Bycie producentem czy DJ-em wymaga
neutralności i obiektywizmu, czego braku się obawialiśmy. Rozumiem również
niepokój gigantów związany z faktem pojawienia się zespołu, który pierwszy
wydaje płytę na naszym rynku i ma szansę na zaistnienie w Europie i na świecie,
brak wpływu na cały rynek niektórych widać boli – nas nie. Czas pokaże kto jest
tym złym i czy zespoły które z nami współpracują na tym zyskają. Ponadto
informujemy, że w najbliższym czasie (koniec marca) startujemy z nowymi
imprezami, płytami i składankami oraz stroną: e-gazeta, sklep internetowy z
największym wyborem odzieży, gadżetów i płyt psychorock’n’rollowych, radio z
psycho muzą i telewizja internetowa odpowiednio pod Was sprofilowana, oraz
normalny sklep w Warszawie. Po domknięciu wszystkich spraw damy Wam znać.
Nie spekulujcie słuchając niesprawdzonych informacji
– bądźcie obiektywni – poczekajcie na wypowiedzi zespołów i firm wcześniej
wymienionych.
Dziękuję wszystkim, którzy bez względu na zaistniałą
sytuację przychodzą na
koncerty zarówno Komet jak i nasze Saturday
Psychobilly Night (Komety również były ważnym gościem naszej imprezy i jakoś
nikomu to nie przeszkadzało). Mamy nadzieję, że będziecie po prostu słuchać
dobrych płyt i przychodzić na fajne imprezy – pranie brudów i leczenie swoich
kompleksów na forum tylko przeszkadza tym, którzy dla Was grają.
Chętnie
odpowiemy na Wasze pytania
Tomek– welik@cosmic.pl
Radek–
radek@cosmic.pl
Komety odpowiadają
2004-02-23
10:57:48
Drodzy
forumowicze.
Do tej pory uważaliśmy, że mówienie na forum publicznym o
szczegółach dotyczących rozliczeń między Kometami a Cosmic Records (Radosław K.
i Tomasz W.) jest conajmniej niedżentelmeńskie. Skoro jednak Cosmic próbuje
(zniekształcając "fakty", a inne bardziej niewygodne dla nich
przemilczając) "wybielić" siebie a nas "oczernić",
postanowiliśmy przedstawić całą historię współpracy, a ocenę zostawiamy Wam
drodzy forumowicze.
Współpraca z Radosławem K. i jego ówczesną firmą
Amigos Music and Drink Company zaczęła się w 2000 roku. Radosław K. został
menadżerem Partii. Mało skuteczny jako menadżer jednakże często próbujący
pobierać wynagrodzenie za pracę innych (np. honorarium za koncerty, których nie
załatwił). Ponieważ był naszym menadżerem przymykaliśmy oko na jego drobne
malwersacje lub ich próby. W tym samym roku poznaliśmy też Tomasza W.
dobrodusznego, mającego dobre intencje ale zupełnie nie mającego pojęcia o
muzyce (w tym psychobilly) biznesmena, który do niedawna uważał na przykład że
Komety grają SKA, a Jamesa Deana mylił z Deanem Martinem z czego wyszedł Martin
Dean . Wiedza na temat psychobilly Radosława K. była "trochę
większa". Jak twierdził w młodości był nawet przypadkowo na koncercie Stan
Zvezdy oraz uczestniczył kiedyś w paru libacjach alkoholowych z Jackiem M. -
wokalistą zespołu. W roku 2000 nie miał bladego pojęcia o istnieniu
międzynarodowej sceny psychobilly oraz muzyce tego typu. Dzięki współpracy z
Partią, a później z Kometami miał możliwość poznać ją bliżej. Zawsze nas
zastanawiało dlaczego panowie z Cosmic kreują się na specjalistów od
psychobilly. Próba dodania sobie wiarygodności czy splendoru? Kolejne pytania
bez odpowiedzi.
Dowiedzieliśmy się od wielu osób z branży muzycznej,
że panowie R. iT. od wielu lat bezskutecznie próbowali zaistnieć na rynku i
poprzez muzykę docierać do młodych ludzi ze swoimi produktami (karta rabatowa
Coolt, sklepy odzieżowe itp.) Nie udało się ze Ska, Nu Metalem więc postanowili
spróbować wykorzystać do swoich celów rodzącą się polską scenę
psycho/rockabillową. Zrozumieliśmy to podczas negocjowania z firmą Cosmic
(wtedy jeszcze bez nazwy) warunków wydania debiutanckiej płyty Komet. Singiel
(promujący płytę) z piosenkami "Tak czy nie"/"Blue Moon"
został nagrany w połowie za pieniądze Komet w połowie za pieniądze Tomasza W.,
jednak Tomasz W. do dzisiaj nie zapłacił za mastering singla. Zrobił to Lesław
S. zażenowany tym, że Tomasz W. ukrywał się przed właścicielem studia
Grzegorzem P. Lesław S. naiwnie sądził, że Tomasz W. jako człowiek honoru odda
mu te pieniądze. Stało się jednak inaczej.
Na wyraźne życzenie Radosława K. i Tomasza W. na
okładce singla promocyjnego miał znaleźć się kontrabas narysowany w stylu
Edwarda Lutczyna z którego wylatywały "wesołe nutki". Dowiedzieliśmy
się też, że musimy nagrać piosenkę o Unii Europejskiej, za którą panowie mieli
dostać dotację z UE oraz piosenkę w której znalazłby się wers "Pracuj,
pracuj.. .", którą chcieli wykorzystać w akcji "Praca dla
młodych". Co mieliby dostać za to w zamian niestety nie wiemy do dzisiaj.
Wiosną 2002 Panowie postawili ultimatum: albo przyjmiemy ich warunki albo płyta
się nie ukaże. Ponieważ na szczęście nie podpisaliśmy żadnych umów, pukając się
w czoło postanowiliśmy szukać innego wydawcy a Cosmic Records "młodych
talentów". Z tego co widzimy od czasu zerwania współpracy z nami, panowie
chyba trochę ochłonęli i oprzytomnieli, ponieważ potem ani Robotixowi ani Stan
Zvezda nie stawiali aż tak "extremalnych" warunków.
Cosmic postanowił nas ukarać. Sformułowanie, że
graliśmy na drugim Psychobilly Saturday Night jako "gość specjalny"
uważamy za wyjątkowo ironiczne. Po pierwszej edycji festiwalu, na którym nie
wystąpiliśmy (warunki były nie do przyjęcia) presja publiczności była tak duża,
że Cosmic niechętnie ale musiał zgodzić się na nasz udział oferując
jednocześnie śmiesznie niskie honorarium za występ. Mimo to postanowiliśmy
zagrać dla naszych fanów (podziękowania dla Human_Animala i Crazy Seniority za
przekonanie Cosmica, że jednak powinniśmy wystąpić). Wtedy zrozumieliśmy jaką
koncepcję "polskiej sceny psychobilly/rockabilly" mają Radosław K. i
Tomasz W. – wykonawcy zarabiają mało w imię jak to oni określali
"budowania sceny", Radosław K. i Tomasz W. zarabiają dużo
wykorzystując koncerty do promowania swoich produktów. Stwierdziliśmy wówczas,
że nie czujemy się częścią takiej "sceny". Przed w/w koncertem
Radosław W. jako organizator poprosił Lesława S. o wypożyczenie dla
występujących zespołów jego wzmacniacza gitarowego Fender DeVille. Zwyczajowo
organizator płaci za wypożyczenie sprzętu 10% jego wartości. Lesław S. zgodził
się wypożyczyć wzmacniacz za zaledwie 100,00 złotych co stanowi około 3,333%
wartości wzmacniacza. Co ważne Lesław S. chciał dostać te pieniądze od
Radosława K. a nie od zespołów co kłamliwie sugerował w swoim poście Cosmic. Na
propozycję Lesława S. Radosław K. się zgodził lecz do dzisiaj pieniędzy nie
zapłacił twierdząc że się nie poczuwa do tego. Podobnie nie poczuwa się do
solidarnego zapłacenia kolegium (nie 200 lecz 900 zł). Przed koncertem
kończącym trasę Szminka i Krew Partii 23 maja 2002 w klubie Paragraf 51 w
Warszawie zgodnie z umową Radosław K. miał zająć się rozklejeniem plakatów. Z
nieznanych bliżej przyczyn na mieście nie było ani jednego. Biorąc sprawy w
swoje ręce Lesław S. i Arkadiusz K. w przeddzień koncertu objechali Warszawę
sami rozklejając plakaty. Niestety wpadli w zasadzkę zjednoczonych sił straży
miejskiej i policji. Pozytywnym wynikiem akcji plakatowej była duża frekwencja
na koncercie co przełożyło się na honorarium Partii i jej ówczesnego menadżera
Radosława K. Zespół grał za bilety z czego Radosław K. otrzymywał solidarnie
jako menadżer 1/4 zarobionych pieniędzy. Nie znaczy to jednak, że poczuwał się
do solidarnego zapłacenia części kolegium które w efekcie musieli zapłacić
tylko muzycy Partii. Dalszą część mrożących krew w żyłach historii o firmie
Cosmic usłyszycie pewnie od Robotixa kiedy Ci któregoś dnia zakończą współpracę
z Cosmic.
Jak widzicie po wielu negatywnych doświadczeniach
nie chcemy mieć nic wspólnego z firmą Cosmic i nie mamy obowiązku promować jej
produktów. Pozdrawia Ska zespół Komety. Pozdrowienia dla Martina Deana. Budujmy
razem "scenę psycho" z pieśnią o Unii Europejskiej na ustach.
p.s. Osobom, które sugerują, że autor satyrycznego
terminu "Saturday Pozer Night" chciał obrazić wykonawców i
publiczność Psychobilly Saturday Night chcemy wyjaśnić, że ten punkt widzenia
jest subiektywny i całkowicie niezgodny z intencjami autora (Komety przecież
grały na w/w festiwalu, a publiczność festiwalu jest w dużej mierze
publicznością Komet).Stwierdzenie to tyczyło się tylko i wyłącznie panów z
Cosmica, głównych organizatorów festiwalu pozujących na altruistycznych
propagatorów psycho.
Wracając do polskiego sajkoataku to w końcu przeważyła
koncepcja by zarejestrować nagrania jak największej ilości grup, które by się
dało powiązać z założonym klimatem, więc ze swojej sugerowałem De Tazsos, a także te zespoły, które
póki co były w powijakach. Pod koniec 2003 roku rodzima scena sajkowa
powiększyła się o trzy kolejne kapele, rzecz jasna wszystkie z Warszawy – Buzz Astral, o którym była już mowa
oraz Obibox i Flymen.
Flymen to był
wyjątkowo młody, licealny skład. Zdaje się, że byli z Cervantesa – ciekawa
sprawa bo z tej szkoły wywodziło się całkiem liczne, przede wszystkim żeńskie,
towarzystwo bywające na imprezach sajko: Wronka, Wisienka, Basia, Agnes czy
Monia… A przez jakiś czas Lesław z Komet
uczył w tej szkole angielskiego – no cóż świat to zespół naczyń połączonych ;)
Kojarzyliśmy flajmenów z twarzy z sajkonajtów, a od strony muzycznej trafiliśmy
na nich przypadkowo, bo jesienią 2003 mieli próby w tej samej kanciapie co Buzz Astral, chyba jeszcze jako kapela
noname. W przeciwieństwie do Obiboków
młodziaki z Flymena trzymały się
trochę z boku sajkowej ekipy. Znaliśmy się na cześć-cześć, ale piwa razem nie
piliśmy. W pionierskim okresie grała z nimi laska na basie, potem zmienili
skład na trzyosobowy (za bas wziął się wokalista), a od strony muzycznej ich
eksperymenty z punko-sajko nie przetrwały chyba nawet roku. Mimo, że było to
amatorskie granie to umiejętności gitarzysty ciągnęły wszystko do przodu,
przykrywając braki reszty zespołu, szczególnie wokal wymagał sporo pracy. Ich
nagranie na składak wyszło naprawdę nieźle choć głównie od strony instrumentalnej.
W sumie obeszli problem z wokalem w specyficzny sposób, bo po jakimś czasie,
chyba roku, a jeśli już to niewiele dłużej, Flymen postawił na nowoczesny instrumentalny surf, by wkrótce
przejść w stan niebytu. Byłem raz w Aurorze na ich secie już w surfowym
obliczu, wśród publiki przeważała młodzież w wieku licealnym - mam wrażenie, że
w sporej części ich znajomi. Od strony muzycznej dało się tego słuchać, ale ja
już tak mam, że po 20 minutach surfowe granie (poza Dickiem Dalem) zaczyna mnie
nudzić i w tym wypadku nie było inaczej. Szczerze mówiąc to rozpad grupy nawet
nie został specjalnie odnotowany, jako, że ani towarzysko, ani muzycznie nie
byli specjalnie związani w Warsaw Wreckin Crew.
Flymen, 2004
Kompletnie inne story miało miejsce w przypadku Obiboxów. Po pierwsze znaliśmy się już
wtedy nieźle z ich wokalistą Trefnym, a także perkusistą RudeBearem, a szybko
też zakumplowaliśmy się z Przemkiem, gitarzystą i liderem kapeli oraz Gasikiem,
który zabrał się za kontrabas. Po drugie zespół nie był przelotną efemerydą na
sajkowej scenie, ale siedział na niej parę ładnych lat. Istnieje zresztą do
dziś, cały czas mając w swoim graniu sporo elementów psycho czy rockabilly,
choć stylistycznie chyba bliżej im do pomysłów Partii. Trefny na jesieni 2003 przesłał mi pierwsze mp3 z próby
kapeli, na żywca zadebiutowali nieco później, bo w styczniu 2004 – najpierw w
legionowskim MOK-u, a następnie już w stołecznym Tunelu. Te ich pierwsze sety
to była czysta amatorszczyzna, szczególnie w wykonaniu Rudebeara, który nie
dość, że ni cholery nie potrafił grać na bębnach to jeszcze siedział za nimi
strasznie spięty. Niemniej zostali docenieni za entuzjazm. Mimo wszystko spora
część publik sajkowej wywodziła się z klimatów oiowych i punkowych, gdzie
zdecydowana większość „muzyków” ma umiejętności na poziomie basic, albo wręcz
nie ma umiejętności żadnych – i jak w bieganiu amatorskim liczy się nie
osiągnięty czas, ale samo uczestnictwo. Just for fun. Obibox w
początkowym okresie, na miarę skromnych możliwości technicznych, próbował grać
wesołkowate sajko w klasycznym stylu, dla którego nawet ukuli nazwę agrobilly,
a wszystko okraszone nieco infantylnymi tekstami. Dość szybko wypadł ze składu
Rudebear, który zresztą niedługo potem wypadł w ogóle z klimatów sajko jako
takich. Znajomy z Legionowa (znany na forum jako BlitzkriegBop), gdzie mieszkał
pierwszy perkusista Obiboxów,
opowiedział nam potem dość kosmiczną historię. Mianowicie Rudebear w jakiś
sposób odkrył, że ma żydowskie pochodzenie, zaczął nagle pomykać w mycce, po
bokach fryzury zapuścił kabelki, a widząc starych znajomych przechodził na
drugą stronę ulicy. Szalom. Rude odpadł już podczas nagrywania numeru na polski
sajkoatak – Obibox na perce wspierał
gościnnie Arkus. Potem obowiązki bębniarza przejął na kilka lat Stefan,
uczestnik sajkowego forum pod ksywą Suck My Gun, oraz zaprzysięgły fan Motorhead – po prawdzie to okazało się,
że przewyższa umiejętnościami pozostałych Obiboków
o trzy głowy. Według starego przysłowia „wasza kapela jest na tyle dobra na ile
dobry jest wasz perkusista” Obibox
nagle z totalnej amatorki wskoczyli na przyzwoity level, a nowy bębniarz kapeli
okazał się przy tym naprawdę fajnym i niegłupim kumplem, który zaliczył z nami
legendarny wyjazd do Speyer. W latach 2004-2005 Obibox, De Tazsos i Buzz Astral stanowiły mocno
zaprzyjaźnioną trójcę, a klimat między kapelami był naprawdę bardzo dobry. Coś
czego zabrakło wcześniej na linii Komety
– Robotix.
Obibox, 2004
Na kompilacji pojawiła się jeszcze jedna warszawska młoda
kapela, o której jednak ciężko mi cokolwiek napisać poza tym, że zwało się toto
Plastic Stars, a wynalazł ich w
sobie tylko znany sposób Lesław. Ten kawałek jaki zrealizowali na PAOP nie miał wiele wspólnego sajko, a
grupa okazała się typową efemerydą, która nie zaznaczyła swojej obecności na
żadnych innych wydawnictwach, tudzież koncertach. Uprzedzając nieco fakty dwa
lata po wydaniu PAOP ex-gitarzysta Plastic Stars, Troll, dołączył do
pułtuskiej formacji The Kolt
powstałej z kolei na gruzach Robotixa.
Troll grał też w ska-punkowym, a później już punkowym bez ska The Kuflers, które czasami występowało
na scenie wspólnie z warszawskimi kapelami sajko.
Jeśli chodzi o kapele z dłuższym stażem to tradycyjnie
świetnie wypadła Stan Zvezda, która
podobnie jak w przypadku płyty długogrającej wzięła na ruszt numer z wykopalisk
– tym razem James Dean znany jeszcze
z koncertowych kaset z lat 80-tych. Wyszło super, szkoda tylko, że dla Zvezdy było to studyjne „pożegnanie z
bronią”. Od reaktywacji w 2001 roku ich materiał koncertowy bazował praktycznie
tylko na starych numerach i coverach – dało to młodszej części publiczności
niepowtarzalną możliwość by zapoznać się z graniem pionierów rodzimego sajko, a
starszym przypomnieć zamierzchłe czasy. Problem, że na takim paliwie nie dało
się długo jechać, a próby robienia nowego repertuaru nie wyszły poza dwie czy
trzy mocno mierne kompozycji w stylu pomiędzy softowym punkiem, a hard rockiem.
Niemniej żywiołowość Jacka na scenie rekompensowała fakt, że na koncertach
ciągle grają to samo.
Ponieważ płyty była autorskim pomysłem Lesława nic dziwnego,
że mocno została wyeksponowana na niej pozycja Komet i Partii – choć w
tym przypadku ze względu na zasługi i poziom kapel było to jak najbardziej
uzasadnione. Szkoda tylko, że nie udało się stworzyć z tej okazji więcej
materiału, albo wygrzebać jakiś
archiwalnych perełek. De facto to jedynym nowym numerem były Krzywe nogi, które ponoć traktowały o
Macieju Maleńczuku, po którym grupa ostro jechała w wywiadach. Od strony
muzycznej było to coś w połowie drogi między wczesnym brzmieniem Komet, a późnym Partii, nie dziwne więc, że wypadło naprawdę zacnie. I podobnie jak
w przypadku Zvezdy nagranie to
zamykało pewną epokę – po raz ostatni Komety
nagrywały w studio z Plebanem… i z kontrabasem. Drugim numerem był cover
piosenki Wojciecha Gąsowskiego Tylko wróć
alias Tak mi źle z tekstem Wojciecha
Młynarskiego znanej z kultowego serialu Wojna
domowa. Jeśli chodzi o wersję Komet
to, no cóż, zdania na forum i w rozmowach były podzielone. Ja osobiście nie
przepadam za tą nieco melancholijną i rozwlekłą interpretacją Lesława –
zrealizowane jest to bardzo dobrze, ale kompletnie brakuje temu energii
pierwowzoru. Mniej więcej w tym samym okresie Komety nagrały też kawałek Szara
rzeczywistość na tribut Dezertera
i tu odczucia mam o 180 stopni odwrotne. Oryginalna wersja to jeden z
najbardziej drapieżnych i czadowych songów w historii punk rocka i porywanie
się na coverowanie tej kompozycji to nieco karkołomne zadanie – ale tu Lesław,
Arkus, a przede wszystkim Pleban odwalili taką sztukę, że kapcia z nóg, a czapki
z głów. Ups… oczywiście trzeba dodać jeszcze Nikę, weterankę polskiej sceny
punkowej, która śpiewała w tej wersji z Lesławem – nie jednocześnie, ale każde
swoją partię na zmianę. Aż chyba zaraz sobie zapuszczę ten numer, bo to taki
ogień, że gdyby diabeł wyszedł z piekła i ktoś by mu to wrzucił na słuchawki,
to by zawstydzony z podkulonym ogonem szybko wrócił na kwadrat. Trzecim numerem
Komet jaki trafił na PAOP był znany z debiutanckiego CD Lonely Sky będący przeróbką numeru Astro-Zombies.
Co do Partii to biorąc pod uwagę, że kapela od paru miesięcy
nie istniała trudno było oczekiwać, że otrzymamy na składaku nowe numery, choć
osobiście uważam, że mogliby pogrzebać bardziej po jakiś archiwalnych demówkach
czy nagraniach koncertowych. A tak na Psycho Attack Over Poland trafiły dwa numery z płyty Żoliborz-Mokotów.
Z prehistorii Lesław sięgnął jeszcze do numeru Aerozol Skarpety, szkoda, że jednego z najgorszych jakie ta grupa
popełniła.
Najmocniejszym punktem całej składanki były nagrania Pavulon Twist i De Tazsos. W przypadku tej pierwszej grupy chyba nawet Lesław był
pod wrażeniem, bo zrobił wyjątek (tak jak i dla swoich grup) i zamieścił dwie
piosenki warszawskich rockabillowców. Po raz pierwszy usłyszeliśmy dokonania Pavulonów w studio przy Lubelskiej,
kiedy przybyliśmy ekipą na nagrywkę numerów Tazsosów i Buzza Astrala.
O ile się nie mylę oni wtedy zarejestrowali jeszcze trzeci numer, który na
składak nie trafił. Słuchaliśmy tego z otwartymi ustami, bo zrobili produkt
doskonały – kawałki były na fajnym pomyśle, dobrze zagrane i nagrane, z
kapitalnym brzmieniem, a wokalne umiejętności Andrieja przeszły wszelkie
oczekiwania. Aj tam umiejętności – natura obdarzyła go wyjątkowo czystym
barytonem, którego słuchało się z niekłamaną przyjemnością. Szkoda tylko, że on
dobrze zaśpiewać mógł jedynie w ojczystym języku, czyli po rosyjsku.
Angielskiego nie znał, a polski kaleczył, mimo, że siedział u nas już z 10 lat.
De Tazsos wybrali
na PAOP jeden ze swych najstarszych
kawałków Ludzie koty i nie byłem
odosobniony w odczuciach, że to najlepszy numer z całej składanki, mocno
podlany sosem a la Meteors. Praca w
dobrym studio, na dobrym sprzęcie z lampowymi piecami i rozsądnym technicznym
pokazywała jak fajne brzmienia mogą osiągnąć nawet kapele amatorskie czy półamatorskie.
A De Tazsos mimo, że byli
absolutnymi samoukami, wywodzili się ze społecznych nizin i prowadzili tryb
życia na poziomie nie do końca kontrolowanego menelstwa, to mieli jakąś
naturalną smykałkę do muzyki, a na dodatek potrafili zaangażować się w kapelę
zarówno czasowo jak i emocjonalnie. W efekcie z ogromną przyjemnością można
było oglądać jak szybko się rozwijają i z jaką łatwością przychodzą im pewne
rzeczy. Byłem przy rejestrowaniu Ludzi
kotów, bo nagrywaliśmy swój numer z Buzz
Astralem podczas tej samej sesji i
byłem trochę w szoku – Tazsosi
byli pierwszy raz w życiu w profesjonalnym studio, ale weszli jak do siebie,
zagrali i nawet specjalnych poprawek nie trzeba było robić. Technik był
zadowolony, Lesław, który jako dyrektor artystyczny asystował przy wszystkich
nagrywkach też nie miał żadnych uwag. Samo studio było na warszawskiej Pradze w
takiej gigantycznej, stojącej nieco na uboczu kamienicy, w której obecnie
mieści się klub Nieznośna Lekkość Bytu, a sesja miała miejsce chyba w styczniu 2004,
w przeciągu jednego wieczoru. Nie pamiętam dokładnie jaka była kolejność, ale
chyba Buzz Astral nagrywał jako
drugi biorąc na warsztat numer Ona ma
z tekstem Jezka, muzycznie zrobiony przeze mnie. Nazywaliśmy go czasami na
próbach madsinem, bo jeden z riffów był bliźniaczo podobny do tego z numeru Loco Toxic berlińskiej kapeli. Szczerze
mówiąc to jak robiłem ten kawałek to nawet się nie inspirowałem Mad Sinem, dopiero potem mi coś
zaświeciło, że jest to podobne i próbowałem nawet zrobić jakiś retusz, ale nic
mi nie pasowało i zostało to w pierwotnym kształcie. Po prawdzie to dużo
później się skapowałem, że identyczny riff jeszcze wcześniej użyli w jednej
piosence amerykańcy z Hellbillys –
no cóż poprzednie pokolenia nie pozostawiły nam zbyt wiele miejsca na
oryginalność ;) W sumie nagraliśmy ten numer chyba w nieco ponad półtorej
godziny z czego mnie więcej połowę czasu zajęła perkusja Trodżekta. Gitarę
nagrywałem chyba w 15 minut, co biorąc pod uwagę, że nie specjalnie potrafiłem
na niej grać było dla mnie wybitnym osiągnięciem ;) Patryk jako najlepszy
grajek bas ogarnął chyba za pierwszy razem. Jezkowi wokal też poszedł w miarę
szybko, a że było jeszcze kapkę czasu z zarezerwowanego na nagrywkę to na
początku numeru dograliśmy wydarcie się Anki, ówczesnej laski Pomka z Tazsosów.
Lesław jak w przypadku Tazsosów
zostawił nam praktycznie wolną rękę w dobraniu brzmienia i aranżacji –
zrobiliśmy lekki distortion, żeby brzmiało bardziej punkowo i z efektu
końcowego byliśmy nie mniej zadowoleni niż marysiniaki z Ludzi kotów. Niezręcznie mi oceniać własny kawałek, ale późniejszy
odbiór był bardzo przychylny, byłem w ciężkim szoku jak mi znajomi mówili, że
puszczają go okazjonalnie w Radiostacji. Przy okazji całego przedsięwzięcia w
tym praskim studio podpisałem w imieniu kapeli umowę, której nawet nie chciało
mi się czytać. W rozliczeniu dostaliśmy od Jimmy Jazz kilka egzemplarzy
składanki, swój komuś pożyczyłem i tyle go widziałem, w rezultacie jak chciałem
kiedyś ją przesłuchać to musiałem ukraść z sieci. A cała sesja nagraniowa
zakończyła się w jedyny możliwy sposób ponieważ De Tazsos + Buzz Astral
zawsze = najebka, która zaczęła się już w studio wódeczką, a zakończyła piwkiem
w praskiej knajpie w towarzystwie miejscowych alkoholików.
Buzz Astral, 2004
Ostatnią warszawską kapelą jaka trafiła na PAOP był projekt muzyków ze Starych Singers pod nazwą Mitch & Mitch. Na kompilacji dali
kapitalną countrowo-billową przeróbkę numeru Misfits 20 Eyes, ale
ogólnie nigdy nie przekonałem się do Miczów.
Nie wiem jaka była przewodnia myśl towarzysząca zakładaniu owego ansambla – czy
miało być to jajcarskie country, czy jaja z country? Cokolwiek by nie miało to
być wyszły wydmuszki. Poza nielicznymi wyjątkami brakowało tej muzyce energii,
a bardziej niż country przypominało to jakieś bluesowe rzępolenia. Widziałem
ich dwa razy na żywca i też była padlina. Szczególnie, że miałem dobrą skalę
porównawczą, bo w wakacje 2003 roku występowali na Małym Dziedzińcu UW jako
support Butch Meier. Ta niemiecka
kapela złożona z czterech wąsatych młodzieńców też grała coś co w zamierzeniu
było jakimś alternatywnym, czy odjechanym country, ale robiło to na poziomie o
10 pięter wyższym od Miczów,
potrafiąc dokonać np. przeróbki numerów Iron
Maiden na kowbojskie rytmy.
Mitch & Mitch, 2004
Rzutem na taśmę Lesław jeszcze wpadł na pomysł by dorzucić
po kawałku wrocławskiego Headhunters
i łódzkiego 150 Watts. O tej drugiej
kapeli już wspominałem – byli pionierami punk’n’roll (w mocno hard core’owym
wydaniu) w Polsce, ale łączenie ich z sajko było mocno dyskusyjną kwestią. Headhunters z kolei supportował Partię, albo Komety we Wrocławiu i stąd chyba ich obecność na PAOP, choć muzycznie to był punk z
elementami hard rocka, czy glamu. Fakt faktem, że wokalista, bardzo sympatyczny
gość o wdzięcznej ksywie Suszona Ryba, był fanem sajkowego grania, ale w muzyce
jego kapeli nie było tego słychać.
Mimo przykrego wrażenia jakie wywołało zamieszanie i
komentarze z okazji pominięcia przez Lesława na składance Robotixów to sama płyta z pewnością była świetnym pomysłem i chwała
liderowi Komet, że na niego wpadł,
podjął się jego realizacji i dopilotował do utrwaleniu materiału na
aluminiowych krążkach. Psycho Attack Over Poland spotkał
się z bardzo przychylnymi recenzjami, ale tylko wśród sajkowej ekipy i ludzi
związanych z klimatem, bo poza tym odbiór był raczej marny, a sprzedaż jeszcze
gorsza – w pierwszym roku poszło chyba 150 egzemplarzy, co pewnie nie
zapewniało Jimmy Jazz nawet zwrotu poniesionych nakładów. Co by jednak nie
pisać o zadach i waletach kompilacji jest to ważny dokument w postaci audio
tyczący się rodzimej sceny sajko, kiedy przechodziła gwałtowny rozwój.
A na koniec jeszcze archiwalne impresje Piotra Wrzoska:
V/A -
"Psycho Attack Over Poland" (2004 Jimmy Jazz Rec.)
W
połowie lat 80-tych, nakładem Tonpress-u, ukazały się niespodziewanie w Polsce
dwie części składanki "Psycho Attack Over Europe", prezentujące
dokonania ówczesnych tuzów sajkowej sceny. Pomimo, że brakowało tam gwiazd tego
kalibru co Meteors czy DAG, to płyty te w dużej mierze przyczyniły się do tego,
że na naszych ziemiach pojawili się pierwsi wariaci łażący z "czubem"
na dyni i w butach "na słoninie" na nogach. Te pierwsze załogi co
prawda dość szybko znikły z subkulturowej mapy Polski, ale ziarenko zostało
zasiane. Jednym z tych, który dzięki tym wydawnictwom łyknął sajkowego bakcyla,
był Lesław, który oprócz liderowania Partii (której zawdzięczamy obecny
renesans r'n'r w naszym kraju) i Kometom (które kontynuują rozpoczęta przez
Partię misję niesienia kaganka r'n'r wśród gawiedzi) podjął się również
piastowania funkcji "dyrektora artystycznego" wydawnictwa, które
obecnie ujrzało światło dzienne. Nosi ono tytuł "Psycho Attack Over
Poland" i dokumentuje kondycję psycho'wej sceny w III RP roku pańskiego
2004... 17 utworów, 13 zespołów układających się nam w następującą miksturę:
1.
Komety - "Krzywe nogi" - czyli niekwestionowani liderzy swojskiej
odmiany rockabilly (czy jak kto woli neo-rockabilly), znanej pod nazwą
Żolibilly, w kawałku, który tak naprawdę bardziej pasowałby (zarówno ze względu
na muzykę jak i tekst) do repertuaru Partii. "Krzywe nogi" to żwawo
zagrany punk'n'roll, z naciskiem na drugi człon tej nazwy. Właścicielem
tytułowych krzywulców jest podobno krakowski bard Maciuś Maleńczuk. Ogólnie
sympatyczny numer z fajnie dudniącym kontrabasem, ale troszkę poniżej
porzeczki, którą chłopaki zawiesili na swoje debiutanckiej płycie.
2.
Flymen - "Night Stomp" - Ten numer mógłby się spokojnie znaleźć na
oryginalnych "Psycho Attack-ach". Dokładnie w takim klimacie
pogrywali wykonawcy, którzy się tam znaleźli. Krótko mówiąc lata 80-te i
klasyka. Szkoda tylko, że jest taki krótki. Ledwo człowiek, zacznie się w nim
rozsmakowywać już się kończy. Niecierpliwie czekam na dalsze objawienia tego
zespołu.
3.
Pavulon Twist - "Szpital psychiatryczny (Psychobolnica)" - Przyjaźń
polsko-rosyjska kwitnie i ma się dobrze. I powiem, Wam drodzy państwo, że jeśli
ten związek ma wydawać takie plony, to ja pozostaje jego gorącym orędownikiem.
Panowie nie mają zamiaru szaleć i ten kawałek to klasyczne rockabilly, zagrane
na nieklasycznym instrumentarium (bo z basem, a nie kontrabasem). Na uwagę
zasługuję zajebiste brzmienie (widać, że opłacało się inwestować w sprzęt
"z epoki").
4.
Stan Zvezda - "James Dean" - tatusiowie polskiego sajko w
niezmiennej, żelaznej formie. Solidna firma i solidna jakość. Oprócz tego, że
muzycznie kawałek trzyma wysoki poziom ich szlagierów z lat 80-tych, to jego
brzmienie (zwłaszcza gitary) jest według mnie lepsze od tego, które osiągnięto
na płycie.
5.
Partia - "Skillshot" - jeden z lepszych utworów z najlepszej płyty
Partii. Cóż więcej można powiedzieć.
6.
Plastic Stars - "Nie wiesz dokąd iść" - według mnie najsłabszy numer
na płycie... i to nawet nie dlatego, że jest słabo zagrany czy nagrany. Po
prostu za bardzo, mi przypomina dokonania niektórych polskich zespołów
pankowych próbujących grac ska. Bo muzycznie to psycho bym tego nie nazwał,
tylko takim punko-ska właśnie. Poza tym jakoś nie mogę się przekonać do wokalu.
Z drugiej strony słyszałem, że ta ekipa jest strasznie młoda. Wierzę więc, że
nabiorą doświadczenia, okrzepną, wyrobią się jak ruskie kalesony i na następnej
część "PAOP" zagrają tak, że mi kopara opadnie. Czego im życzę z
całego serca, bo potencjał chłopaki mają.
7.
De Tazsos - "Ludzie koty" - ten kawałek (dla odmiany) jest według
mnie największym hitem na płycie. Klimat jak z wczesnych nagrań Meteors, tylko,
że wokalu Patrykowi, to Fenech mógłby co najwyżej pozazdrościć. Stawiam szóstkę
i czekam na kolejne koncerty (tylko niech chłopaki piją po zejściu, a nie przed
wejściem na scenę ;))
8.
Headhunters - "Tylko zadzwoń" - kawałek, który chyba najbardziej
różni się stylistycznie od pozostałych utwór na całej płycie. Szczerze mówiąc
jak się tak dobrze przysłuchać to ten numer bardziej podpada pod tradycyjny
rock, niż pod jakieś tam -billy. Nie wiem czy było to zamierzone czy nie, ale
jak dla mnie (zarówno ze względu na tekst jak i muzykę) ten kawałek jest
niezłym pastiszem kawałków Partii. W sumie nie jest nawet zły, ale nic by się
nie stało gdyby w ogóle nie znalazł się na płycie.
9.
Partia - "Oskar Hell" - kolejny numer z "Żoliborz -
Mokotów". Ja osobiście wole, te bardziej żwawe, ale wiem, że wiele osób
ten właśnie numer uważa za największy hit z tamtej płyty. Nie powinny więc być
zawiedzione.
10.
Skarpeta - "Aerozoll" - kolejny (obok Partii) zespół, który znalazł
się na tej składance "pośmiertnie". Numer fajny, ale szczerze mówiąc
spośród tych bardziej rock'n'rollowych kawałków Skarpety chętniej widziałbym tu
"100 na 100" na przykład.
11.
Buzz Astral (and the Bone Colectors) - "Ona ma" - tu z kolej mamy do
czynienia z kawałkiem utrzymanym w klimacie punkobilly (czy jak niektórzy
utrzymują horrorbilly). To chyba najszybszy i najostrzejszy numer na całej
płycie (no i słusznie... w końcu traktuje o nieumarłej ;)). Na mojej wieży
katowany najczęściej obok De Tazsos.
12.
Komety - "Lonely Sky" - numer jak wiadomo bardzo fajny i znany wszem
i wobec z debiutanckiej płyty Komet, ale biorąc pod uwagę, że jest to jeden z
trzech kawałków żolibojsów zamieszczonych na tej składance, to może lepiej by
było ustąpić to miejsce innemu utworowi, albo innej kapeli.
13.
The Obibox - "Rockabilly Kid" - agrobilly pełną gębą... czyli jeśli
dobrze rozumiem intencje twórców, ma być to rockabilly z silnie wyeksponowanymi
korzeniami countrowymi. Nasze rodzime rednecki grają, prosto, skocznie i
radośnie. Tekstowo też trzymają poziom... walą prosto w mordę. Więcej nie
napiszę bo dygam, że może im się nie spodobać i nadzieję się na ich piąchę...
:).
14.
Pavulon Twist - "Początek Wolności (Nacziała Swabody)" - tym razem
chłopaki w odsłonie bardziej surfującej. Nie mylić jednak z optymistycznymi
pioseneczkami spod znaku Beach Boys. Kawałek jest raczej
melancholijno-smutny... co nie dziwi jeśli weźmiemy pod uwagę, że tekst
traktuje o samobójstwie... Wspominałem już, że chłopaki mają najlepsze
brzmienie ze wszystkich zespołów? Chyba tak...
15. Mitch & Mitch "20 Eyes" -
nooooo.... tu
to już hillbilly na całego... i w sumie nie było by w tym nic dziwnego, gdyby
nie to, że Micze kowerują kawałek mistrzów z Misfits... i robią to po
mi(sz)czowsku. Z jednej strony słychać charakterystyczną dla horror-punkowców z
hameryki melodie, a z drugiej człowiek słuchając tego kawałka czuję jak mu się
kark robi czerwony i traktor pod tyłkiem rośnie :). Dal mnie bajer proszę
księdza.
16.
150 Watts - "To miasto nie zaśnie" - drugi obok "Skillshot"
instrumentalny numer na płycie. Ostro (ale bez przesady) i do przodu. Taki miks
r'n'r z lat 60-tych (z echami surfu) z punkiem, to się chyba teraz w szerokim
świecie greaser punk nazywa. Coś w tym jest. Ogólnie fajnie, ale chętniej bym
usłyszał 150 Watts z wokalem.
17.
Komety - "Tak mi źle" - na deser Lesław, Arkus i Pleban biorą na
warsztat, hit z "Wojny domowej". Pomimo drobnych modyfikacji tekstu
("creepers but się rozkleił", "na flipperach tam gdzie
wiesz"), zagrania tego kawałka na modłę Kometową (czyli bardziej
"melancholijnie") i kilku ładnych wejść kontrabasu, ten utwór ciągle
nie chce brzmieć ani psychobillowo, ani rockabillowo, tylko big beatowo... ale
może taki był zamysł.
Tak
to mniej więcej wygląda.
Jedynym
poważnym minusem tej płyty jest dla mnie okładka... i to zarówno ze względów
graficznych jak i merytorycznych. Po pierwsze dlatego, że jej front byłby
bardziej adekwatny do płyty pt. "Glam Rock (ew. disco) attack over
Poland" (chyba istnieją lepsze symbole muzyki psychobilly niż creepersy, w
dodatku tak tragicznie narysowane), po drugie, w zamieszczonej we wkładce
historii sceny psycho zupełnie pominięto udział Robotix, co jest jak dla mnie
jakimś nieporozumieniem, a po trzecie, dobrze by było zamieścić na wkładce
adresy kontaktowe do zespołów, bo jak wiadomo dla młodych kapel to dobra szansa
na szersze zaistnienie w światku szołbiznesu... Ale jak wiadomo to tylko
opakowanie, a liczy się tylko produkt "zasadniczy" czyli muzyka, a że
ta jest znakomita to nie ma co marudzić. Ma się rozumieć, że dla każdego
polskiego psychobillowca ta płyta to zakup obowiązkowy, a dla pozostałych
świetna okazja do poznania kilku świetnych zespołów. Mam też nadzieję, że
wywrze ona co najmniej taki wpływ na ludzi, którzy ją usłyszą, jak "Psycho
Attack Over Europe" na paru typów prawie dwadzieścia lat temu...
(Wrzosek)