Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy
zaczęła się kształtować scena psychobilly w Wielkiej Brytanii pojawiło się też
takie zjawisko jak garażowy punk’n’roll. Oczywiście garażowy, brudny
rock’n’roll istniał obok głównego nurtu praktycznie już w latach 50-tych,
wystarczy wspomnieć Haskila Adkinsa czy Phantoma. Potem ogromnego kopa dodał
temu gatunkowi amerykański The Cramps, a także cała fala kapel post-punkowych.
Brytyjska scena początku lat 80-tych stworzyła jednak swoje specyficzne
brzmienie, któremu ton nadawały kapele takie jak Escalators, Sting-Rays, czy
Milkshakes. O ile muzycznie związki ówczesnego garażu nie miały wiele wspólnego
z sajko, o tyle pod względem towarzyskim obie sceny się wzajemnie przeplatały,
a kapele sajkowe koncertowały bardzo często obok garażowych i post-punkowych.
Wystarczy zresztą spojrzeć na skład pierwszej “psychobillowej” składanki Blood
On The Cats, gdzie wrzucono przede wszystkim kapele, nie mające muzycznie nic
wspólnego z psychobilly. Nie mniej od czasu do czasu zdarzało się, że niektóre
z tych kapel garażowych wybierały się w swoich kompozycjach na stronę sajko. W
1983 r. najwięcej taki wycieczek zrobił Sting-Rays - debiutancki singiel londyńskiej kapeli Self Destruct jest
pod tym względem wyjątkiem, bo przynajmniej dwa numery Dinosaurs i Another Cup
Of Coffee mają więcej wspólnego z sajko niż późniejszym brzmieniem kapeli, choć
i garażowe motywy są w nich silne. Sting-Rays pojawili się też na składance These Cats
Ain't Nothing But Trash. O ile ich numery I
Want My Woman i Math Of Trend nie mają wiele wspólnego z psychobilly, a
Dinosaurs jest na singlu Self Destruct z tego samego roku, o tyle cover kawałka
Roda Willisa The Cat z czystym sumieniem można zaliczyć do sajkowego spojrzenia
na stare rockabillowe klasyki.
Inna garażowo rock’n’rollowa grupa, Orson Family, zadebiutowała w tym samym roku z mini longplayem River Of Desire, gdzie całkiem udanie zapuściła się na tereny psychobilly numerem Breakout.
Dość zaskakująca próbka sajko wyszła też ze strony znanej
brytyjskiej kapeli punkowej Outcasts, która w
tym czasie odeszła od starego brzmienia w kierunku bardziej post-punkowych
eksperymentów. Ich numer na Blood On The Cats, spokojnie można włożyć do
szufladki z szeroko rozumianym stylem psychobilly, choć z wyraźnymi
nowofalowymi akcentami.
Od biedy do nurtu
sajko-garażu można by też włączyć tytułowy numer z singla brytyjskiej grupy
Brilliant Corners – She's Got Fever. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w tym
graniu jest jakiś pierwiastek Guana Batz, choć aranżacja jest zdecydowanie
bardziej garażowa niż psychobillowa.
Teoretycznie najwięcej wpływów sajko można by się spodziewać
po nowej kapeli Nigela Lewisa, Escalators, ale były kontrabasista Meteors
zdecydowanie poszedł w granie post-punkowo-garażowe. Płyta Moving Staircases
jest moim skromnym zdaniem pozycją o klasę lepszą niż fenchowy Wreckin’ Crew,
ale był to jednak już inny pomysł na granie niż kompozycje Lewisa na In Heaven
czy Meteors Madness.
Z kolei gatunkiem, którego łączyło z sajko najbliższe
pokrewieństwo było z pewnością neo-rockabilly - zupełnie jak dwujajowe
bliźniaki, zarazem bardzo podobne, ale też i zauważalnie różne. Pionierzy
neo-rockabilly jak Deltas czy Polecats mieli ostrzejsze brzmienie od swoich
odpowiedników z lat 70-tych, ale zarazem zdecydowanie bardziej ugładzone niż
Meteors, ale pomiędzy znajdował się całkiem liczny zbiór kapel, gdzie wyjątkowo
ciężko było określić, do którego gatunku było im bliżej – wystarczy wymienić
Dazzlers, Ricochets, Fireball XL5 – na użytek roboczy tego bloga wyklepałem
sobie nawet taką nazwę psycho rockabilly. Jedną z takich grup było holenderskie
Honey Hush, bardziej neo-rockabilly niż psycho rockabilly, ale miałem sporą zagwozdkę, czy jednak nie upchnąć ich do
szufladki z napisem sajko, bo muzycznie jest to bez dwóch zdań ostrzejsze od
klasyków neo-rockabilly, a kapela później ewoluowała w zdecydowanie już sajkowe
Archie. Grupa de facto zadebiutowała nieco wcześniej, choć w tym samym roku, z
trzema kawałkami na koncertowej składance Live At The
Rockhouse, ale tam brzmienie było jeszcze czysto rockabillowe. Tak więc z czystym sumieniem można napisać, że ich
króciutki singiel Getaway Gal to
pierwsza holenderska produkcja płytowa zahaczająca, nieznacznie, ale jednak, o
sajko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz